Co roku czas kompletowania szkolnej wyprawki spędza rodzicom sen z powiek. Jak pogodzić chęć posiadania przez nasze dziecko najlepszego piórnika z ograniczonymi możliwościami portfela? Agnieszka Krajnik, ekspertka Akademii Rodzinnych Finansów, radzi, jak sprawić, by szkolne wydatki nie zrujnowały domowego budżetu. Podręczniki, tornister, piórnik, kredki, farby, plastelina – lista niezbędnego wyposażenia ucznia jest długa i kosztowna. Trudno jednak odmówić dziecku, gdy prosi o piórnik czy zeszyt z bohaterem ulubionej kreskówki. Jak pokazuje badanie przeprowadzone przez Providenta w sierpniu 2011 r. na grupie niemal 500 klientów, 81% Polaków o średnich i niskich dochodach przewiduje, że tylko na podręczniki dla jednego dziecka przeznaczy ponad 300 zł. Oprócz wydatków na książki 61% ankietowanych klientów wyda ponad 100 złotych na przybory szkolne, a 54% dodatkowo ponad 200 złotych na strój szkolny. Nic dziwnego, że w wielu rodzinach, zwłaszcza wielodzietnych, wizja nadchodzących wydatków sprawia, że wakacyjny odpoczynek odchodzi w zapomnienie.
Potęga systematyczności
Jest jeden niezawodny sposób na to, by duże, jednorazowe zakupy, takie jak skompletowanie szkolnej wyprawki, nie były bolesne. Mowa oczywiście o rozłożeniu wydatków w czasie.
– Zdecydowanie łatwiej odkładać 40-50 zł miesięcznie niż nagle, w przeddzień szkoły, stanąć przed koniecznością znalezienia w domowym budżecie dodatkowych kilkuset złotych – tłumaczy Agnieszka Krajnik, ekspertka Akademii Rodzinnych Finansów.
Można rozłożyć w czasie zakup niezbędnych przyborów – kredek, zeszytów, farb. Takie rozwiązanie ma dodatkową zaletę, gdyż np. w marcu czy listopadzie można kupić je zazwyczaj taniej niż w szkolnym szczycie zakupowym.
– Najlepiej odkładać więc przez cały rok określoną kwotę tak, by do września uzbierać niezbędną sumę – radzi Agnieszka Krajnik.
Najważniejsza jest jednak systematyczność. Jeśli choć raz zaniechamy odłożenia założonej kwoty, zazwyczaj jest to koniec oszczędzania. Jeśli raz złamiemy zasadę, łatwiej nam będzie
w przyszłości znów „zgrzeszyć”.
Z ołówkiem w ręku
Osobom, którym spodobała się idea rozłożenia szkolnych wydatków na cały rok, mogą już dziś zrobić pierwszy krok: dokładnie zanotować wszystkie wydatki poniesione w związku ze szkołą. Suma da nam obraz tego, ile będziemy musieli w ciągu roku zaoszczędzić, by
w przyszłym roku hasło „Witaj szkoło!” nie kojarzyło nam się z koszmarem.
– Takie doświadczenie to świetny wstęp do kompleksowego zapisywania wydatków. Analiza, pokazująca czarno na białym, gdzie i jak „wyciekają” pieniądze, pomaga zracjonalizować wydatki i znaleźć w nawet najbardziej napiętym domowym budżecie nadwyżki finansowe – radzi Agnieszka Krajnik.
Niejeden palacz rzucił palenie, gdy zobaczył, że na tę „przyjemność” wydaje rocznie równowartość wysokiej klasy telewizora. Kto raz spróbuje zapisywania wydatków, żałuje tylko jednego – że zaczął to robić tak późno.
Oszczędności od zaraz
Zanim wdrożymy plan „szkoła 2012 bez wyrzeczeń”, można wiele zrobić, aby rozsądnie
i niedrogo wyprawić ucznia do szkoły już w tym roku. Oczywistym źródłem oszczędności jest zakup używanych podręczników. Porozmawiajmy z rodzicami starszych dzieci, wywieśmy
w szkole ogłoszenie – zdobędziemy w ten sposób komplet książek za jedną trzecią albo połowę wartości nowego zestawu. Pamiętajmy jednak o sprawdzeniu, czy ubiegłoroczne książki są zgodne z aktualną podstawą programową! Brakujące książki, zeszyty ćwiczeń, karty prac warto kupić w sklepach internetowych bądź w którymś z serwisów aukcyjnych. Ceny są zazwyczaj znacznie niższe niż w tradycyjnych księgarniach. Warto znaleźć sprzedawcę, który będzie miał
wszystkie poszukiwane przez nas pozycje (koszty dostawy z kilku sklepów mogą uczynić zakup nieopłacalnym). Największe różnice cenowe pojawiają się jednak w momencie zakupów dodatkowych przyborów i akcesoriów. Tornister może kosztować 30 zł (w sklepie dyskontowym), a może 300 zł i więcej. Zwykły piórnik można kupić za 10 zł, markowy i lepszy
za ponad 100 zł. Jak się w tym połapać? Z jednej strony chcemy dać dzieciom, to co najlepsze, z drugiej zdrowy rozsądek burzy się, gdy widzimy, że modny bohater czy znana metka potrafi podrożyć kilkukrotnie produkt o podobnej funkcjonalności. Eksperci zachęcają do tego, by do zakupów podejść rzeczowo – wybierać produkty użyteczne, uniwersalne i zdrowe dla dzieci, starając się jednocześnie zachować dystans do marek i trendów. Pamiętajmy, że kultowy dziś bohater za rok nie będzie już tak popularny, a my staniemy przed koniecznością wymiany tornistra czy piórnika na nowy, modny model.
– To niekończąca się spirala. I zupełnie niepotrzebna, zwłaszcza w przypadku młodszych dzieci, które nie są świadome, czym jest marka; era fascynacji metkami zaczyna się później, na etapie gimnazjum i liceum. Pstrokate wzory zresztą szybko się nudzą. Dlatego lepiej kupić porządny, jednolity plecak czy piórnik, a dać dziecku swobodę w doborze mniejszych – tańszych akcesoriów: gumek, ołówków, linijek – radzi Agnieszka Krajnik.
Zakupy na chłodno
Sieci handlowe mają oczywiście cały arsenał sztuczek, które mają nas przekonać do tego, byśmy wydali na szkolną wyprawkę majątek. Wielkie stoiska z akcesoriami, krzykliwe hasła promocji, gratisy – wyjeżdżając z pełnym wózkiem z supermarketu mamy świadomość bardzo udanego i ekonomicznego zakupu. Wcale tak być nie musi. Doświadczenie wielu rodziców pokazuje, że często tradycyjne, osiedlowe sklepy papiernicze oferują znacznie szerszy asortyment, w dużo lepszych cenach niż sieci handlowe. Od tego, czy przyciągną klienta, zależy bowiem ich rynkowe być albo nie być – dla supermarketu artykuły papiernicze to tylko ułamek sprzedaży. Sieci handlowe rywalizują więc o miano najtańszej, tnąc ceny kilkudziesięciu najważniejszych, często kupowanych produktów – chleba, mleka, pieluch, rekompensując sobie to wysokimi marżami w innych segmentach, zwłaszcza tam, gdzie klient nie ma pojęcia, ile powinien kosztować dany produkt. Każdy klient wie, że chleb za złotówkę to promocja, ale czy kredki przecenione z 20 zł na 15 zł to promocja czy sprytny zabieg marketingowy?
Lekcja przedsiębiorczości – gratis
Warto włączyć aktywnie dzieci w proces decydowania o tym, co i dlaczego znajdzie się
w szkolnej wyprawce. To bezcenna lekcja nauki wartości pieniądza, oszczędzania, konsekwencji, przedsiębiorczości. Możemy na przykład ustalić z dzieckiem, że otrzyma np. połowę kwoty otrzymanej ze sprzedaży książek po zakończeniu roku szkolnego. Możemy mieć pewność, że będzie dbało o nie jak nigdy wcześniej, a przy okazji nauczy się, że na efekt (przychód za dziesięć miesięcy) trzeba nierzadko ciężko zapracować. Jeśli dziecko namawia nas na drogi, modny piórnik, zaproponujmy kompromis – tańszy piórnik, a połowa
zaoszczędzonej kwoty trafia do skarbonki dziecka. Już bardzo małe dzieci, sześciolatki, potrafią bardzo szybko zrozumieć wartość pieniądza i docenić efekty systematycznego oszczędzania. To zresztą bardzo uniwersalna zasada, której rezultaty mogą zaskoczyć i samych dorosłych.
– Warto na początku roku szkolnego umówić się, że unikamy impulsowych zakupów: napojów, przekąsek, kolorowych gazetek z plastikowymi gadżetami, a niewydane pieniądze każdorazowo odkładamy. Szybko okaże się, że życie bez kaprysów nic nie straciło na swoim uroku, a skarbonka ekspresowo zapełnia się oszczędnościami, które można wydać na realizację większych marzeń, np. o nowym komputerze czy letnim obozie – radzi Agnieszka Krajnik.