Rodzina Litwiników pochodząca z Zamojszczyzny – to rodzina, której pasją zawsze był sport. Dr Ewa Miklińska-Litwiniuk pochodzi z Zamościa, jej mąż, dr Stefan Litwiniuk z Bogucia. Od lat związani z AWF w Białej Podlaskiej, gdzie są nauczycielami akademickimi. – Od najmłodszych lat uczyliśmy nasze dzieci, że bez pracy, ciężkiej pracy, nigdy nie osiągną sukcesu – mówi pani Ewa. – Nasze dzieci zainwestowały w naukę i dziś są tego efekty.
Synowie Wojciech i Michał są prawnikami. Wojciech pracuje w ministerstwie finansów, Michał jest pracownikiem naukowym w Bialskiej Państwowej Szkole Wyższej im. Papieża Jana Pawła II. – Zawsze to, co robiliśmy, robiliśmy profesjonalnie – mówi Wojciech Litwiniuk. Ukończyli prawo z wyróżnieniem, ale już w trakcie studiów doszli do wniosku, że prawo to za mało, a że pochodzili ze „sportowej” rodziny, postanowili zainwestować w sport i naukę języków obcych. I opłaciło się. – Ja, Michał i Piotrek jesteśmy licencjonowanymi instruktorami: snowboardu, narciarstwa, kajakarstwa, windsurfingu, survivalu i ratownikami WOPR. Nie nudzimy się. Każdy urlop czy dłuższy weekend spędzamy na Słowacji, we Włoszech, Hiszpanii, Szwajcarii, Francji, Grecji albo w Zakopanem. Pracujemy na obozach sportowych jako instruktorzy – wychowawcy i zarabiamy pieniądze. Bardzo opłaciła nam się nauka języków obcych. Biegły angielski i uprawnienia instruktorskie pozwalają na wybór najlepszych finansowych ofert pracy, nam znajomości i tzw. „załatwianie” nie są potrzebne – mówi pan Wojciech.
Z czasem trochę krucho, ale chyba warto żyć intensywnie. – W tym roku ukończyłem podyplomowe studia w Wyższej Szkole Handlu i Prawa im. Łazarskiego w Warszawie i żeby się nie nudzić, rozpocząłem studia doktoranckie na warszawskiej AWF. Jeżeli ktoś myśli, że tylko pracujemy i uczymy się, ten jest w błędzie. Zawsze znajdujemy czas na piwo, grilla i spacery z psami – opowiada Michał Litwiniuk. I radzi młodym ludziom: – Inwestujcie w naukę i to już od szkoły podstawowej. Czasy się zmieniły i jeśli nawet ktoś dostanie się na „dobre” studia po znajomości, to i tak odpadnie, bo nawet tatuś prezes czy dyrektor nie pomoże w zdaniu kilkuset egzaminów i zaliczeń, po prostu trzeba się uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć – zaznacza pan Michał. W połowie maja br. rodzina wybiera się do Bogucic k. Hrubieszowa i Zamościa. – To nasze kochane miejscowości. Gdy w rodzinnym gronie usiądziemy na zamojskim Rynku, to czujemy się jak w niebie. Martwi mnie jedynie sytuacja zamojskiego „Hetmana” – co się tam dzieje? – pyta Wojciech Litwiniuk. Panie Wojtku! Nawet najstarsi górale nie wiedzą, co w „Hetmanie” piszczy.