Gmach Czerskiego w Zamościu w czasie II wojny światowej użytkowany był w zgoła odmienny sposób niż przed jej wybuchem. Dawne pomieszczenia jednej z najlepiej prosperujących firm na Zamojszczyźnie, pełne pracowników prowadzących księgowość, korespondencje itp., w 1939 r. zajęło gestapo. Sam Czerski został zamordowany w Oświęcimiu, wśród tysięcy innych wybitnych Europejczyków. Na Rotundzie, w jednej z cel możecie, drodzy Czytelnicy, zobaczyć tabliczkę ze zdjęciem dawnego przemysłowca, tylko tyle… We wspaniałym gmachu, w dawnych pomieszczeniach biurowych w piwnicach zaczęły dziać się straszne rzeczy…
Aby zobaczyć ów budynek, wystarczy zaparkować samochód na jednym z parkingów Starego Miasta i przejść do ulicy Kolegiackiej – pomiędzy ulicami Kościuszki i Żeromskiego widać biały, dwupiętrowy gmach. Zwiedzanie budynku zacząć trzeba od rogu przy ulicy Żeromskiego – widać tu tablicę wmurowaną w 1992 r., poświęconą żołnierzom formacji AK, BCh, WiN torturowanych w tych murach w latach 1939-1954, ponieważ oba totalitaryzmy wykorzystywały to miejsce. Kamienica nazywana w czasie okupacji po prostu gestapo, była miejscem brutalnych przesłuchań, stąd trafić można było do Oświęcimia, na Majdanek, Rotundę czy Lubelski Zamek. Ucieczki, owszem, zdarzały się, znany jest przypadek jednego z mieszkańców Sitańca, który po przesłuchaniu wyskoczył razem z inną kobietą z północnej części budynku na dziedziniec, podczołgał się do kupy śmieci leżącej na dziedzińcu i tak doczekał do nocy. Następnie przewieziono go na furmance na Nowe Miasto, gdzie pomocy udzielił mu doktor Onyszkiewicz.
Jeśli ktoś z Was, drodzy Czytelnicy, chciałby poczuć klimat czasu, gdy funkcjonowało w tym budynku więzienie, może udać się z dziedzińca do piwnic pod północną część gmachu. Wejście znajduje się (jeśli wejdzie się główną bramą od ulicy Kolegiackiej) po lewej stronie dziedzińca, krata często jest otwarta, jeśli już odważymy się wejść niżej, to po paru schodkach widzimy miejsce, dziś użytkowane jako piwnica, a jeszcze 60 lat temu jako katownia. Po wejściu do niej, po prawej stronie widoczny jest korytarz z ulokowanymi po lewej i po prawej stronie masywnymi drzwiami. Drzwi wzmocnione, z tzw. judaszami do zaglądania do wewnątrz, to oryginalne drzwi do cel z czasów, gdy funkcjonował tu areszt Urzędu Bezpieczeństwa. W czasach funkcjonowania tu aresztu PUBP (Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego) na tym poziomie było 9 cel. Najmniejszą celą była ta ulokowana pod schodami do piwnicy (cela numer 1), największą – cela numer 5 (na końcu korytarza), znajdowała się też cela dla kobiet. W niższej kondygnacji, gdzie zachowały się piwnice z XVII wieku, były jeszcze 2 kolejne cele (te były najgorsze: zalane częściowo wodą, pełne gryzoni). Trudno dziś wyobrazić sobie okrutny swąd panujący w ciasnych celach, gdzie na przestrzeni paru metrów przetrzymywano czasem około 30 osób. Smród, szczury, wiadro na nieczystości i okienko na zewnątrz, przez które czasem udało się przechodniom wrzucić coś do jedzenia – to codzienność, jaką zapamiętali dawni więźniowie. W niektórych pomieszczeniach zachowały się jeszcze kalendarzyki albo podpisy wyryte przez przetrzymywanych. Do tego aresztu trafiali nie tylko Polacy, w 1947 r. przywieziono członków UPA z południowego Roztocza. Po próbie ucieczki wszyscy zostali zgładzeni najprawdopodobniej w lasach na południe od Zamościa…
Opisywany w dwóch ostatnich numerach budynek jest niby ,,zwyczajny”, ale mam nadzieję, że po lekturze tego artykułu wiadomo już, iż tylko z pozoru. Było to przed wojną miejsce zarządzania jedną z najlepiej prosperujących firm w regionie. Cóż stało się z pozostałościami tej firmy? Dziś dawna fabryka w Bondyrzu czy fabryka mebli we Lwowie już praktycznie nie istnieją. Jaki przykład wzięliśmy z pracy przedwojennych właścicieli, czy doceniliśmy w naszej historii przemysłowców, dzięki którym tak wiele osób miało zatrudnienie? Natomiast okres II wojny światowej i powojenny zabrał wszystko to, co stanowiło o przedwojennej funkcji budynku, podobnie jak zabrał naszej ojczyźnie tyle wspaniałych rzeczy. Gdyby ściany mogły płakać, nieraz zapłakałyby nad losem Zygmunta Pomerańskiego, członka POW, człowieka wydającego przed wojną Tekę Zamojską – był on tu przesłuchiwany, a następnie wywieziony do Oświęcimia…
Pozdrawiam dziś szczególnie stałych Czytelników z Urzędu Wojewódzkiego – Wasze rady zawsze są cenne i cieszę się, że i Wy jesteście zadowoleni z naszych spotkań w Gazecie Miasta. Do zobaczenia.