Archeolog, turysta z zamiłowania, znawca Roztocza i terenów przygranicznych po obu stronach Bugu. Jerzy Kuśmierz, pracownik Muzeum Zamojskiego w Zamościu, z zawodu archeolog i historyk z pasji. Zakochany w Kresach, które co roku odwiedza i dokumentuje wszystko, co spotyka na drodze swoich wędrówek. Ukrainę przemierza w różny sposób. Pływa po Dnieprze, tysiące kilometrów pokonuje tirami, ukraińskimi busami i pociągami. Ukraińskie bezdroża często przemierza pożyczonym rowerem. – Nie da się oddzielić historii Ukrainy i Polski – mówi pan Jerzy.
Wspólna historia naszego zamojskiego regionu i Wołynia, ziemi lwowskiej i Podola trwa od X wieku, od Grodów Czerwieńskich. Zawsze interesowały mnie „ich” pamiątki archeologiczne i porównywanie ich z „naszymi”. Okazuje się, że reprezentujemy jednakową kulturę i wyrastamy z jednej historii. Udział Pana Jerzego w licznych polsko-ukraińskich konferencjach naukowych przekonał go, że archeolodzy obu krajów mówią o identycznych zabytkach, do tego używają bardzo podobnych języków. Jerzy Kuśmierz opublikował siedemdziesiąt artykułów naukowych oraz jedną książkę w Niemczech. O pomoc w opracowaniu materiałów archeologicznych dotyczących historii Ukrainy zwracają się do niego naukowcy ze Lwowa, Łucka i Czerniowców. Ma jednak pan Jerzy mały kłopot. Zafascynowany historią, nigdy nie miał czasu zdać egzaminu na prawo jazdy i jest, jak mówi, problem. Znacznie sprawniej poruszać się po zakątkach Ukrainy nawet „maluchem”, niż chłopską furmanką czy rowerem. Wybitny, moim zdaniem, zamojski archeolog zapowiada, że prawa jazdy nie będzie robił, bo dożyje takich czasów, że kiedyś prawo jazdy nie będzie potrzebne – tak jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie dokument tożsamości równa się uprawnieniu do jazdy.