Niewiele dorosłych wie, że poza prowadzeniem Teleexpressu zajmuje się także pisaniem książek. Znają go natomiast wszystkie dzieci, a szczególnie te z gminy Józefów, które w ramach konkursu zorganizowanego w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Józefowie recenzowały książki Macieja Orłosia. Autor osobiście 20 kwietnia br. nie tylko wręczył nagrody laureatom, ale także opowiedział o swojej pracy i utworach.
Jakie książki Pan czytał, jak był Pan dzieckiem?
Czytałem różne książki. Na pewno Jana Tuwima, baśnie Braci Grimm, czy Marii Konopnickiej pamiętam jak ktoś mi czytał „Na jagody”.
Dlaczego zdecydował się Pan napisać książki dla dzieci?
Dlaczego? Czułem taką potrzebę. Chciałem napisać książkę dla dzieci z myślą przede wszystkim o swoich dzieciach. Pomyślałem, że może się to udać. Poza tym myślę, że jest bardzo mało książek współczesnych polskich autorów, które dotyczą życia we współczesnej Polsce. Mamy dużo baśni, opowieści fantasy, a mało opowiadań umieszczonych w naszych realiach.
Co jest dla Pana bardziej interesujące: praca w telewizji czy pisanie książek?
Praca w telewizji jest moją codziennością, to jest mój główny zawód. Tym się zajmuję codziennie. Natomiast pisanie książek to dodatek. Przygotowanie książki trwa. Od pomysłu do wydanie książki „Tajemnicze przygody Kubusia” mijały dwa lata mniej więcej. Taki jest proces.
Kto Pana skłonił do napisania książek?
Skłoniły mnie w największym stopniu moje dzieci. Opowiadałem im różne opowieści na dobranoc. One słuchały. I pomyślałem, że może będę w stanie napisać coś ciekawego dla dzieci, a potem pomyślałem, że głównymi bohaterami mogłyby być moje dzieci. Przypomniały mi się różne wydarzenia z ich życia, które wydały mi się interesujące i może ciekawe dla innych dzieci. A do tych przeżyć dodałem trochę magii.
Czy Pan aktualnie pisze jakąś książkę?
Tak, jestem w trakcie pisania jednej książki, ale nie będzie ona dla dzieci. To książka o telewizji polskiej. Bardzo trudne zadanie sobie wziąłem na głowę i pracuję nad tym już prawie 2 lata. Jak się z tym uporam, to już mam pomysł na kolejną opowieść, tym razem dla trochę starszych dzieci.
Czy Pana dzieci pomagały przy pisaniu książek?
Tak pomagały oczywiście. Wręcz konsultowałem z Melą imiona jej koleżanek. Później jak coś mi się pomyliło i podałem inne imię to Mela powiedziała mi: Jaka Weronika? Ja nie mam żadnej koleżanki Weroniki!
Jak wiele książek zamierza Pan jeszcze napisać?
Jest mi miło, bo Wydawnictwo ZNAK co jakiś czas dzwoni do mnie i pyta czy nie napisałbym jeszcze jakiejś książki dla dzieci. A to znaczy, że jest wydawnictwo, które jest zainteresowane, a to jest bardzo ważne. Trudne pytanie mi zadałeś. Marzeniem moim byłoby napisać taki zbiór 50 opowiadań, ale chyba nie dałbym rady. Był taki moment, że chciałem napisać książki dla moich starszych dzieci, ale są na tyle starsze, że musiałyby być to książki dla dorosłych. A na pisanie takich nie jestem gotowy.
Jak wyglądała Pana praca nad książką?
Najpierw się martwiłem, czy mi się uda. Potem jak mi się udało i ktoś, do kogo mam zaufanie powiedział, że jest całkiem nieźle, to się ucieszyłem. A potem się cieszyłem za każdym razem, kiedy miałem pomysł i udawało mi się o tym napisać. Ale najbardziej się cieszyłem, kiedy czytałem to dzieciom i okazało się, że dzieci tego słuchają. Bo wiecie z wami nie ma żartów. Dzieci to jest najbardziej wymagająca publiczność. Kiedy się czyta dzieciom, po nich od razu widać czy im się podoba czy też nie.
Czy łatwo się pisze książki?
Hmm. I tak i nie. Tutaj trzeba by porozmawiać z moim tatą, który jest prawdziwym pisarzem. Ja jestem tylko autorem kilku książek, dwóch książek dla dzieci. Natomiast mój tato jest pisarzem i to jest jego codzienność. Z moich jednak doświadczeń wynika, że pisanie książek nie jest łatwe. To taka męka twórcza, oczywiście przychodzą takie momenty, kiedy przychodzi natchnienie. Ale takie chwile szybko mijają i przychodzi codzienność.
Która praca daje Panu więcej satysfakcji?
Dużo więcej pracuję w telewizji niż napisałem książek, więc ilościowo na pewno mój zawód. Na pewno większe sukcesy odnosiłem jako osoba znana z telewizji niż autor książek. A tak naprawdę uważam, że książki są wartościowsze od telewizji. Dobra książka będzie zawsze bardziej wartościowa od dobrego programu telewizyjnego. Poza tym książka jest trwała, zostaje, telewizja przemija.
Czy Pana książki podobały się Pana dzieciom?
Tak podobały się. Mela, która ma teraz 7 lat, jest zadowolona, bo jest znana dzięki książce w całej Polsce. Zapytała mnie tylko, dlaczego ona tak wygląda, bo ona wygląda w rzeczywistości inaczej niż dziewczyna na okładce książki. Bardzo się związała z bohaterką i wciąż jej się wydaje, że to jest książka o niej.