Marysieńka, pisząc w 1661 r. ze Zwierzyńca do Jana Sobieskiego, informuje w liście, iż zaczyna budować sobie pustelnię. Co ciekawe – jeszcze wcześniej, bo w 1658 r., pisze do Jana Zamoyskiego (z Płoskiego), o poleceniu, jakie wydała, czyli rozkazie, aby służący zaczęli budować jej altanę bogato wykończoną. Zapewne chodzi tu o budowlę, która powstała na wyspie dzisiejszego stawu kościelnego. Warto dodać, iż nie byłby to odosobniony przypadek budowy altany na wyspie, podobną lokalizację miały domki na wyspach w Branicach i Radziejowicach. Potwierdza to odkrycie dokonane w czasie remontu kościoła na wyspie, kiedy odkryto zarys piwniczki mogącej dawniej służyć Marysieńce np. do przetrzymywania win, zresztą specjalnie chciała on przyzwyczaić się do wina, aby zdobyć większą sympatię męża. Wszystkie sposoby zbliżenia nie powiodły się i nawet ten zawiódł. Potwierdza tezę o owym domku, w miejscu dzisiejszego kościoła, także Ulryk Werdum, który 18 grudnia 1670 r. jechał z Żółkwi do Gdańska – po minięciu zwierzyńca (otoczonej ponad 2-metrowym płotem ostoi dzikich zwierząt) spostrzega ów „pałacyk”, tak go opisując: ,,Od strony Szczebrzeszyna jest tu ,,Lusthaus” w ogrodzie wybudowany, pół nad wodą, pół na lądzie”.
Nie w mężu, a właśnie w Sobieskim znalazła, sięgająca pełnoletniości Marysieńka, swojego Celadona, który mimo jej grymasów, humorów zawsze myślał o niej, nawet gdy wiele lat później podąży pod Wiedeń, nie traci z nią kontaktu. Mimo iż sam Sobieski nie był świętoszkiem – dawał on do pewnego czasu schronienie kobietom, które mieszkały przy jego łaźni w Jaworowie – był zdecydowanie bardziej uległy sugestiom niż hulaka małżonek. Pisała o nim do swego kochanka: „La flute (fujara) powiedział do triktraka (tak Marysieńka w swych listach nazywała królową Marię Ludwikę), skarżąc się na mnie: Ona chce, żebym wygnał moich ludzi i że przez nich przykrzy się życie tutaj; nie, nie rozstanę się z nimi nigdy, niech sobie idzie, gdzie jej się podoba, nigdy tego nie zrobię dla niej.” Dalej dodaje: „oto piękna nadzieja, jaką i daje”. Jan Sobieski ulegał jej zawsze, sam pisał do swojej ,,królowej serca”, iż obróci się w stronę, w którą ona rozkaże. Czy spotykali się razem w okolicach Zwierzyńca? Być może tak, w tajemnicy przed dworzanami Zamoyskiego, w odstępach leśnych…