Witam Was, drodzy Czytelnicy, dziś spotkamy się po raz wtóry z Marysieńką Sobieską. W poprzednim numerze „Gazety Miasta” przytoczyłem wiersz Jana Andrzeja Morsztyna – jako dowód na to, jak postrzegano Jana III Ordynata Zamoyskiego przed ślubem z Marią Kazimierą. Opis panien, które muszą opuścić dwór, opowiada po prostu o odprawieniu prywatnego haremu. Dziś przeczytacie jeszcze więcej o związku, jaki tworzyli Marysieńka i Sobiepan.
Po hucznym, 5-dniowym weselu, młoda para przybyła na Zamojszczyznę z Warszawy, wraz z dużym weselnym orszakiem. W Zamościu nowożeńcom wyprawiono wspaniałe przywitanie, wszyscy mieszkańcy stolicy „Państwa Zamoyskiego”, m.in. profesorowie akademii, księża, dworzanie oraz mieszkańcy Ordynacji (przede wszystkim okoliczna szlachta) wyszli na przywitanie, aby winszować i przekazać młodej parze dary.
Miejscem, w którym zamieszkała Marysieńka, był wspaniały pałac, zlokalizowany w zachodniej części Hetmańskiego Grodu. Oddzielony od części mieszczańskiej murem z bastejami, był odizolowaną częścią dostępną tylko dla Ordynata, jego przyjaciół i gości. Do wnętrza pałacu prowadziły wachlarzowate schody, które sięgały pierwszego piętra, a same wnętrza z wieloma salami, bibliotekami, wypełnione wspaniałymi weneckim meblami i dziełami sztuki, musiały wprawiać wszystkich w zachwyt. Jednak nie stał się ów budynek miejscem, w którym spędzić miała Marysieńka większość czasu, być może dlatego, że 3 tygodnie po jej przybyciu Zamość został częściowo strawiony przez pożar, więc lepszym do mieszkania stał się modrzewiowy pałac w Zwierzyńcu.
Zwierzyniecki pałac, nazywany także pałacem na wodzie, ponieważ otaczały go liczne stawy i kanały (obecnie rekonstruowane), a stworzone w XVII w. (według legendy) przez Tatarów, którzy – będąc w niewoli – usypali wały i groble, zatrzymując częściowo wodę ze strumienia Świerszcz. Po stronie wschodniej, w pobliżu pałacu, znajdował się wówczas mały ogrodzony zwierzyńczyk oraz dalej, na południe, duży zwierzyniec. Zwierzyniec ów to ogrodzony parkanem obszar, porośnięty lasem, w którym zamieszkiwały dzikie zwierzęta, m.in. żubry i tarpany, był on miejscem polowań Jana II. Modrzewiowy pałac pełnił przez pewien czas rolę dużego domu myśliwskiego, do którego od strony Obroczy w zimie zajeżdżały kuligi, w których uczestniczyli m.in. przyjaciele rodziny, w lecie zaś, pośród zieleni, żeglowano od modrzewiowego pałacu aż po Czarny Staw. Jeśli chodzi o przyjaciół Ordynata – to największym z nich był Hieronim Żaboklicki, oddany ordynatowi, jednak nieprzychylny Marysieńce i traktujący ją zawsze niepoważnie. Ona sama w listach pisała, iż to, co rozkaże służbie w Zwierzyńcu, jej dworzanie „na opak czynią” i w żaden sposób nie chcą wykonywać sumiennie jej poleceń. Być może opinia, którą wystawiali o młodej żonie dworzanie – pochlebcy ordynata, suto za to wynagradzani, rozeszła się po okolicy tak bardzo, że do dziś w naszym regionie postrzega się Marysieńkę jako niewierną żonę, nie zważając na to, jak ciężki charakter miał Zamoyski.
Marysieńka powoli zaczęła „odpuszczać” sobie chęć wpływania na obraz i funkcjonowanie majątku swojego męża. Zwierzyniec stał się jej schronieniem, a zarazem pustelnią. W Zwierzyńcu jednym z najpiękniejszych dziś zabytków jest kościół na wodzie, wzniesiony na jednej ze sztucznie usypanych wysp. Legendy mówią, że w tym miejscu miał istnieć teatr, jednak prawdopodobniej w miejscu dzisiejszego kościoła, sto lat przed jego powstaniem, młoda Ordynatowa posiadała ciekawą „altanę”, ale o tym w następnym numerze „Gazety Miasta”.
Mam nadzieję, że wykorzystacie, drodzy Czytelnicy, piękną jesień, która właśnie się zaczęła, do wędrówek, choćby po Zwierzyńcu. Do zobaczenia na szlaku!