Po wycofaniu ze sprzedaży tradycyjnych żarówek, pora na czajniki elektryczne i telewizory kineskopowe. Czego jeszcze nie będziemy mogli używać i na co nie będzie nas stać w unijnej rzeczywistości – oficjalny spis rzeczy zakazanych poznamy w przyszłym roku. Minęło już pięć lat od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Grupa euro entuzjastów ciągle rośnie. – Nie ma już problemów z wyjazdami za granicę. Nie stoimy w kolejkach na przejściach granicznych i jesteśmy lepiej postrzegani w Europie. Jestem Polakiem i Europejczykiem – teraz mogę to dumnie zestawić – opowiada Marcin, student. Wykorzystaliśmy też dużo kasy z unijnego portfela.
Pozyskaliśmy środki na budowę dróg, ochronę środowiska, edukację. Dotacje – stały się jednym ze źródeł finansowania państwa i prywatnych przedsiębiorstw. Euroentuzjazm, jednak gaśnie w momencie, gdy sięgamy do kieszeni i okazuje się, że koszty naszego życia z dnia na dzień rosną. Jednym z powodów jest ekologia – pod którą kryją się absurdy, które uderzają bezpośrednio w konsumentów. Nie mamy wyboru – musimy dostosować się do przepisów UE. Zaczęło się od żarówek. Od 1 września br. wprowadzono zakaz sprzedaży tradycyjnego oświetlenia i zastąpienie go drogimi świetlówkami. Powód – globalne ocieplenie i emisja CO2. Dodatkowo grozi nam płacenie podatku ekologicznego, którego wartość byłaby uzależniona od zużycia energii. Co niesie za sobą podwyżki cen prądu. Ale to nie koniec. Od 2012 roku wszystkie samochody w UE nie mogą emitować więcej niż 120 g CO2 na każdy przejechany kilometr. Dzięki temu zapisowi – samochody które kupujemy i tak na kredyt – znacznie zdrożeją. Ekolodzy sięgają dalej. Już niedługo spróbują poprawić wydajność urządzeń elektrycznych, m.in.: pralek, telewizorów, lodówek, laptopów. Zechcą wyeliminować te najbardziej wodo i energożerne. Zaczęli od telewizorów – z rynku zostaną wycofane telewizory kineskopowe. Wymiana telewizorów ma też związek z zastąpieniem do 31 lipca 2013 roku sygnału analogowego cyfrowym. Stare lodówki, zamrażarki, zmywarki oraz czajniki elektryczne to również wróg publiczny numer jeden. Całość sprzętu używanego przez Polaków ma mieć standard minimum klasy A. Ciekawostką są pralki z funkcją prania w zimnej wodzie. Zdaniem ekspertów dzięki środkom piorącym można prać ubrania na zimno. Pralka, która nie ma takiej funkcji może trafić na czarną listę. Czajnik elektryczny – też jest na pozycji zagrożonej. Nie da się wyprodukować bardziej energooszczędnego modelu – dlatego może trafić na śmietnik. Dokładny spis produktów zakazanych poznamy w 2010 roku.
Jeszcze do niedawna to od nas zależało czy kupimy najnowszy model telewizora czy kupimy nowy samochód czy sprowadzimy stary od unijnych sąsiadów. Teraz Unia mówi nam co mamy kupować za nasze pieniądze. Zmiana przepisów zmusi producentów do zwiększenia cen na wybrane produkty, ponieważ zwiększą się koszty ich produkcji. Nie trzeba być ekspertem, żeby zauważyć, że tworzą się monopole na rynku. Poprzez zmianę przepisów, wprowadzanie koncesji kontroluje się rynek – co zaprzecza idei wolnej gospodarki. Ręce zacierają wielkie koncerny. A Kowalski szuka kolejnego etatu. Bo nie stać go na wyrzucenie starego telewizora, samochodu, lodówki, pralki i czajnika elektrycznego – by jutro wymienić je na nowe – lepsze modele. Gdy ceny rosną na nasze konto powinno wpływać też wyższe wynagrodzenie. Niestety tak nie jest. Dlatego zamiast iść do przodu – cofamy się. Może warto szukać starej tary do prania, bo ona przecież nie emituje CO2. Unijne prawo może okazać się dobre w obecnej sytuacji rynkowej dla producentów i sprzedawców – ale niestety znowu najwięcej stracą konsumenci przez co obniży się standard ich życia.