Cała ściana, od podłogi po sufit, wypełniona taśmami filmowymi.
„Wrzeciono czasu”, „Big Bang” mówią oznaczenia. To warszawskie mieszkanie Igi Cembrzyńskiej. Aktorki, piosenkarki, producentki, reżyserki. Znanej z tak różnych wcieleń: od wyśpiewującej z Bohdanem Łazuką lekkiej piosenki „W siną dal” po przejmujące role choćby w „Gwiezdnym pyle” czy „Krzyku”. Życiowo i artystycznie związała się z Andrzejem Kondratiukiem, taśmy filmowe w domu to pomnik ich wspólnej twórczości. Właśnie ukazał się „Mój intymny świat”, wywiad-rzeka z Igą Cembrzyńską.
Karolina Głowacka: Ponad rok temu zadzwonił telefon. To była Magdalena Adaszewska z propozycją książki o pani. Co pani pomyślała?
Iga Cembrzyńska: Zdziwiłam się!
Taka gwiazda się zdziwiła?
Nie jestem gwiazdą, nigdy się nią nie czułam. Dziś moje życie nie jest łatwe, oboje z mężem chorujemy. Ale pomyślałam: dobrze, zróbmy to.
Najważniejsze dla mnie było to, żeby jeśli już pisać to pisać szczerze. Myślę, że to się udało. Nie chciałam też, żeby ta książka była podsumowaniem, nie lubię myśleć w takich kategoriach. Lubię cieszyć się z chwili obecnej. Tak jak teraz, kiedy rozmawiamy, a do mnie łasi się mój piękny kot. To jest piękne.
Małe szczęścia?
Wcale nie małe, duże. Trzeba doceniać szczęścia codzienne.
Aktorstwo nie było pani pierwszym wyborem.
Zawsze ciągnęło mnie do sztuki, ale to prawda, początkowo nie myślałam o aktorstwie.
Najpierw zdawałam na dziennikarstwo. Egzaminy zaliczyłam, ale nie dostałam się ze względu na inteligenckie pochodzenie. Wtedy to nie pomagało. Zdecydowałam się na filozofię. Studiowałam ją cały rok, bardzo to lubiłam. Ale serce ciągnęło do sztuki. Postanowiłam spróbować dostać się do szkoły teatralnej, a potem już wszystko potoczyło się trochę samo.
Rodzice byli za?
Cieszyli się, kiedy jako dziewczynka grałam i śpiewałam. Chodziłam do szkoły baletowej, odgrywałam różne role. Pochodzę z bardzo utalentowanej rodziny. Mój tata fantastycznie malował, mama śpiewała. Cała rodzina od strony mamy, rodzina Sołtyków, to byli wspaniali, zdolni ludzie. Wyrastałam w tym, ale pomysł, żebym jako swoją drogę życiową wybrała aktorstwo? To już było kontrowersyjne. Potem rodzicie się do tego przekonali, najpierw mama, trochę później tata.
Wspomnienia ze szkoły teatralnej?
Och, wiele! Na egzaminy przyszłam bardzo zdenerwowana, a po nich byłam przekonana, że się nie dostanę. Pamiętam swoje relacje z prof. Aleksandrem Bardinim. Na początku bardzo mnie nie lubił, a ja się przy nim niezwykle denerwowałam, nie mogłam wydusić z siebie głosu. Później bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Pamiętam też jak prof. Jan Świderski powiedział do naszej grupy: „Maryśki wstawać!” Tośmy wstały, a było nas kilka. „Ponazywać się jakoś, bo mi się mylicie!”
I stąd Iga?
Stąd. Choć dziś żałuję, że się nazwałam Igą.
Ale to piękne imię.
Tak pani uważa?
Tak.
Ale to nie ja. Iga to jest takie bardzo ekskluzywne, oryginalne. Teraz czuję, że ja to jestem Marysia z Radomia.
Jak czuła się dziewczyna z Radomia w warszawskiej szkole teatralnej? Kiedy spojrzała w lustro i pomyślała, no teraz jestem gwiazdą!
Boże, w życiu tak nie pomyślałam!
Nigdy?
Nigdy, nigdy, nigdy.
KONKURS: Wygraj książkę „Mój intymny świat”
Magdaleny Adaszewskiej i Igi CembrzyńskiejStrony 1 2
Jeden komentarz
Pingback: KONKURS: Wygraj książkę "Mój intymny świat" Magdaleny Adaszewskiej i Igi Cembrzyńskiej - GazetaMiasta.pl