Pierwsze spotkania z motoryzacją rozpoczął już w Szkole Podstawowej. – Kiedy nauczyłem się czytać, moimi ulubionymi czasopismami był Miś, Świat Młodych i tygodnik Motor. Motor czytałem od deski do deski – mówi Jacek Kardasz z Zamościa. Tak się zaczęła jego przygoda z motoryzacją.
Po wielu latach swoje zainteresowanie motoryzacją kontynuował na Wydziale Mechaniki i Budowie Maszyn na Politechnice w Radomiu. Kiedy otrzymał prawo jazdy natychmiast usiadł za kierownicą. Najpierw ciągnika rolniczego, pracując nim na własnym polu, następnie „dosiadł” Trabanta, jeździł samochodami ojca, a następnie Polonezem, który był jego pierwszym, własnym samochodem. Dziś prowadzi z ojcem jeden z liczących się w Polsce zakład poligraficzny. – Do motorowych sportów ekstremalnych namówił mnie Jarek Kuchta, do niedawna pracownik Gazety Miasta – mówi pan Jacek. Pojechałem na pierwszy rajd i stwierdziłem, że to jest to. Na pierwszy rajd po bezdrożach 4×4 pojechałem swoim jeepem „szosowym”, pięknym, zadbanym i pachnącym samochodem. Kiedy wróciłem z trasy byłem przerażony .Mój zadbany „jeep” przypominał wielka bryłę błota, szkoda samochodu pomyślałem, ale chęć ekstremalnej jazdy na „cztery koła” była silniejsza – wspomina. Z myślą o rajdach kupił drugiego, „topornego” – jak mówi, jeepa. Przystosował go do jazd ekstremalnych. Samochód odporny był na zadrapania lakieru, wgniecenia, rysy, zgięcia karoserii, otarcia o drzewo. Tak przygotowany samochód otwiera szeroko drzwi przed pasją naszego bohatera. Teraz jazda po bezdrożach, bagnach, lasach i wąwozach stała się przyjemnością bez obawy o stan drogiego samochodu. Przygotowanie samochodu kosztowało kilka tysięcy złotych. Okazuje się, że przy rozsądnym gospodarowaniu pieniędzmi i smykałka do majsterkowania na taką przyjemność pozwolić może sobie przeciętnie zarabiający zamościanin. Do rajdów samochód p. Jacka został „uzbrojony” w specjalne opony rajdowe, osłony na silnik i zbiornik paliwa, podniesione zostało podwozie. W samochodzie zainstalowana została nawigacja i CB – radio. Bardzo dużo pracy wykonał sam w garażu, dużo części pochodzi ze złomowisk.
Dla członków projektu 4×4 ekstremalna jazda samochodem po lasach, bagnach, bezdrożach to zawsze zastrzyk adrenaliny, to pasja która tkwi w człowieku chyba na zawsze. Na takie rajdy zawsze jeździ się w grupie, nigdy samodzielnie. Na rajdach zawsze musi być pilot. Pilotem p. Jacka jest żona, to wspaniały pilot – twierdzi. Na takie spotkania zamościanie jeżdżą całymi rodzinami z psami włącznie. – Jazda ekstremalna to sposób na sprawdzenie siebie i swoich umiejętności za kółkiem – mówi. To także, szeroko pojęta turystka, nauka solidarności w grupie, nigdy koledzy nie zostawią samego kolegi, którego samochód topi się w bagnie, to także integracja zmotoryzowanego środowiska. Najtrudniejsza trasa rajdowa na Zamojszczyźnie to trasa w okolicach Skierbieszowa pod nazwą “Sto Diabłów”. Atrakcyjna pod względem turystycznym jest trasa pod nazwa “Linia Mołotowa” – szlakiem betonowych bunkrów. Na takie przejazdy mamy pozwolenia. Jarek, współtwórca projektu „4×4″ z wykształcenia inż. Leśnik, wie gdzie można a gdzie nie poruszać się samochodem terenowym – dodaje. Najbliższy wrześniowy rajd zaplanowano ponownie Linią Mołotowa wzdłuż granicy polsko-ukraińskiej.
Fotogaleria{vsig}2012/09/kardasz{/vsig}