Od trzech tygodni mieszkańców Zwierzyńca i wypoczywających w nim turystów budzi rano nie śpiew ptaków, ale dźwięk rozbijanych butelek i łamanych czerwonych plastikowych skrzynek. Wszystko to dzieje się tuż obok bramy zabytkowego browaru. Kilkunastu pracowników w pocie czoła, od rana do wieczora tłucze butelki i łamie skrzynki, a są tego setki tysięcy. Tak dokończona zostaje ostatnia faza prywatyzacji zwierzynieckiego browaru.
Teraz turyści z Polski fotografują nie tylko „Kościółek na wodzie”, ale także to, co dzieje się na przybrowarnym placu. Pamiątka z wakacji znakomita. Fotografujących ostatnią fazę prywatyzacji browaru ochroniarz z lubelskiej firmy straszy konsekwencjami, jakie mogą ponieść dziennikarze i turyści za zrobienie zdjęcia z akcji „butelka”. Panie ochroniarzu! Czyżby publiczne i bardzo głośne rozbijanie butelek było tajemnicą państwową?
Akcję „ręcznej utylizacji butelek i skrzynek” obserwowali turyści z Francji i głowami kręcili na organizację pracy. Francuzi doszli do wniosku, że taniej i prościej, bez budzenia ludzi o siódmej rano, byłoby wysypanie butelek na stos i rozjechanie ich walcem drogowym. Taniej, szybciej i dokładniej. Rozjechać, pozamiatać i spokój, chyba mają rację.