Wizyta kabaretu „Neonówka” w Zamościu była okazją, aby porozmawiać z Michałem Gawlińskim, jednym z członków grupy. Artysta wyjawił m.in., jak powstają ich skecze i skąd czerpią pomysły oraz co ciekawego przydarzyło się podczas jednego z występów „Neonówki”.
Paweł Kułaj: Skąd pomysł na kabaret?
Michał Gawliński: Pomysł na kabaret powstał poniekąd na studiach. Była to chęć robienia czegoś jeszcze, niż tylko studiowanie. Zebrało się parę osób z różnych uczelni i połączyła nas pasja. Chęć robienia kabaretu. Gdzieś tam, we wnętrzu, każdy z nas lubił kabarety, lubił je oglądać, czy też wychował się na kabaretach. Każdy z nas miał chęć tworzenia kabaretu nie dla pieniędzy, nie dla sławy, nie dla gwiazdorstwa, tylko dla samej chęci śmiania się i dawania radości innym.
Dlaczego grupie daliście imię „Neonówka”?
To jest nazwa, jak każda inna, która w kabarecie nie ma żadnego znaczenia. Tak samo jak z imionami. Marcin czy Piotrek? Czy cokolwiek to oznacza? Tak samo i tutaj. Można się dopatrywać tego, że neo znaczy nowy, nówka jako nowy.
Jak powstają Wasze skecze?
Nigdy nie jest tak – o słuchajcie, widziałem coś śmiesznego, wobec tego pokażę wam to na scenie. Kabaret jest w pewnym sensie podglądaniem rzeczywistości i to też jest kopalnią pomysłów. Patrzymy na rzeczywistość i przedstawiamy ją w krzywym zwierciadle, ale jeżeli chodzi o kabaret Neonówka – to ten kabaret nie chce się śmiać dla pustego śmiania, w naszych skeczach mimo wszystko należy się dopatrywać tego drugiego dna. Czasami pozwalamy sobie na śmiech trochę przez łzy. Staramy się przesuwać tę granice możliwości śmiania się – tak, jak to robili ludzie od wieków. Czy to podczas II wojny światowej, z niesamowitą tragedią ludzką, kiedy ludzie nauczyli się walczyć z rzeczywistością, okupantem poprzez śmiech. Stąd te wszystkie zakazane piosenki. Jest to także obrona przed rzeczywistością. Niekiedy smutną, do której należy podejść z dystansem i tego właśnie życzmy wszystkim Polakom – dystansu do siebie.
Czy Polacy mają poczucie humoru?
Polacy mają niesamowite poczucie humoru. Chcą się śmiać, mimo że czasami tego na ulicach nie widać. W Polsce istnieje tak wiele kabaretów, tak różnorodnych, dotykających tak różnych gałęzi życia – są kabarety literackie, absurdu, o nastawieniu politycznym. To świadczy o tym, że my, Polacy lubimy się śmiać. Śmiejemy się z różnych rzeczy i mam nadzieję, że to nam nie przeminie. To pomaga w życiu, to samo zdrowie.
Jaka sytuacja najbardziej zaskoczyła Was na scenie?
Była taka sytuacja, kiedy graliśmy jeszcze Moherowy Program, w okresie 2005-2007. Już podczas drugiego skeczu na scenę weszła starsza pani i dała nam święte obrazki oraz gumową kaczuszkę. Powiedziała surowo, że kategorycznie nie można się śmiać ze świętości. My nigdy nie śmialiśmy się ze świętości. Rozróżniamy znane i cenione radio, jedyne słuszne i polskie, od religii. Radio to nie jest religia. Pozwoliliśmy pani się wypowiedzieć. Co ważniejsze, publiczność wzięła nas w obronę. Publiczność, która nie była nastawiona do tej pani negatywnie. My tam staliśmy i nagle sytuacja się odwróciła. To widownia zrobiła dla nas przedstawienie razem z tą panią. Wywiązała się dyskusja. Pani już przy tym drugim skeczu podziękowała i wyszła. Ta sytuacja tylko nas utwierdziła, że to, co rozpoczęliśmy, musimy doprowadzić do końca. Dała nam wiatr w żagle, żeby ten program pokazywać. Z przykrością stwierdzam, że była to typowa moherowa pani, która nie była nastawiona na dyskusję i wysłuchanie tej drugiej racji, tylko miała swój pogląd i żadnego innego nie przyjmowała.
Czy podczas występów trzymacie się kurczowo scenariusza, czy pozwalacie sobie na improwizację?
Neonówka właśnie z tego słynie, że jak najbardziej pozwala sobie na improwizację. Mało tego, ten nasz skecz określony w Internecie jako wpadka, wcale nią nie był. To była czysta improwizacja, na którą sobie pozwalamy. Żaden z nas nie zapomniał tekstu, wręcz przeciwnie – tego tekstu w skeczu po prostu przybyło. Kolega rozwinął myśl i zaczął nas zaskakiwać w tym, co mówił i my przez to tak podkręciliśmy się na scenie. Publiczność przyjęła to życzliwie, bo wiedziała, że dzieje się to tu i teraz i z czego się śmiejemy, co jest bardzo ważne. Aktor na scenie może się zaśmiać pod warunkiem, że publiczność wie, z czego on się śmieje, a ta widownia to wiedziała.
Jaki element naszego polskiego społecznego życia można określić jako najbardziej parodiogenny?
Nie ma czegoś takiego. Można powiedzieć, że Sejm czy coś innego, ale nie ma czegoś podobnego. Jest dana sytuacja, a czasami wręcz błahostka, przedmiot, niekiedy zaś wielka sprawa.
Czy Wasze występy mają cel tylko komercyjny, czy może w jakiejś mierze również dydaktyczny?
Staramy się coś przekazywać, chociaż nasz najnowszy program „Sex, alkohol, książki” jest rzeczywiście znacznie lżejszy – po tych dwóch ostatnich. Już poniekąd była w nas potrzeba, aby nie być tylko na barykadach, przekazywać tylko i uczyć. Nie nazwałbym tego działaniem dla komercji, bo jak powiedziałem – kabaret Neonówka powstał z pasji i my istniejemy już na rynku 10 lat, a raptem od 3 pojawiamy się gdzieś tam w telewizji. Sześć lat było drogą, a naszym celem nie było bycie gwiazdą, bycie rozpoznawalnym, zarabianie kasy. Chodziło tylko o to, żeby robić to dla samego siebie. Wychodzimy z założenia, że jeżeli nas coś bawi, to będzie i bawić publiczność, więc dlaczego się tym nie dzielić?
Jakie jest przesłanie Waszej najnowszej trasy „Sex, alkohol, książki”?
To jest po prostu nasz najnowszy program, który gramy z zespołem „Żarówki”. Tutaj w Zamościu akurat bez „Żarówek”, aczkolwiek uważam, ze jest to duża strata. Nie było po prostu możliwości technicznych, żeby był tutaj zespół. Muzyka „na żywo” nadaje temu programowi temperamentu, tempa, energii, życia. Co wcale nie oznacza, że bez nich nie dajemy rady. Jak najbardziej. Aczkolwiek muzyka na żywo jest to coś zupełnie innego, niż ta puszczana ze sprzętu grającego. Można to odnieść do oglądania kabaretu „na żywo” i w telewizji – to dwie różne sprawy.
Czy ścigacie się z innymi kabaretami?
Raczej nie. Jak już powiedziałem, kabarety w Polsce są tak różnorodne, każdy zajmuje jakąś swoją niszę. My ze sobą nie konkurujemy. Środowisko kabaretowe w stosunku do środowiska muzycznego jest tak malutkie, że my nie musimy ze sobą rywalizować, bo Polska jest na tyle duża, że starczy miejsca dla nas wszystkich. Nie ma konkurencji, jakiegoś tam pudelka kabaretowego i smarowania siebie nawzajem.
Jakie są najbliższe plany „Neonówki”?
Nasze najbliższe plany to urlop i wakacje (śmiech). Jesteśmy w trakcie trasy, która jest dosyć wyczerpująca. Dzisiaj mamy dwa występy, wczoraj było podobnie. Dosyć dużo gramy, ale to dobrze, bo to nas cieszy. Samo granie jest w porządku, ale podróżowanie po Polsce już nie.
Dziękuję za rozmowę.